Refleksja

tak niewiele dzieli starość od młodości
uciekający strumień światła
gdybym tylko potrafiła go dogonić

byłabym jak bóg
przed którym milkną zegary

Kamień

Wyblakły jej oczy, kolana i dłonie.
Jest czysta jak kryształ.
W sercu ma zimę kryształu.
Kruki tańczą nad nią.
Motyle są pełne pokory.
Nie widzi tego, stała się echem,
które unosi się nad grobami jak mgła.

Przeraża mnie cisza pokoleń.
Codziennie budzę się tam,
gdzie zimna, samotna rosa
osiada na stopach z kamienia;
bo przecież nie można zajść dalej niż kamień
gdy każda godzina jest granicą,
którą przekracza się raz.

?

jaką trzeba mieć siłę
by wyrwać się z tej orbity

gdzie życie toczy się wciąż
wokół obcych osi

a każdy dzień przynosi echo
wolności?

Las

Życie ma smak dzikiej mięty.
Powietrze jest pełne cieni,
niosących ciepły sen.
Mech pochłania mi stopy,
jak jedwabny dywan,
tkany starannie przez lata.

Gdybym była grzybem zamieszkałabym tutaj
i rozmnażała się każdej nocy,
aż cały las pełen byłby moich synów i córek
o rumianych kapeluszach,
powykręcanych misternie,
każdy w swoją stronę.

Dlaczego ich nie ma choć szukam już godzinę?
Czyżby zagubiły się w przedziwnej geometrii lasu?
Żadna linia nie jest prosta, żaden okrąg zamknięty.
Wszystkie otwarte jak tęcza,można biec przed siebie

ale nie można zawrócić.

xxx

rzuciłam sny na wiatr
odleciały
bez echa

szukam sensu wśród liczb
i nadziei wśród głosów

na ścianie płaczu
wypisuję prośby
skrzepłą krwią

i modlę się o łaskę
jak spragnieni o deszcz

the black brunswicker

refleksja nad obrazem Millais’a

to ostatnie spotkanie
jutro on pogna na wojnę
z której już nie wróci

jej przyjdzie snuć się
przez ponure dni

a mógłby być drugi obraz
z innym kochankiem
gdzie życie płynie leniwie

spacer

idziemy obok siebie
samotni jak groby
każde z nas we własnym
w pustą noc

ciemność przecieka przez palce
topi kolory
jest stara i ciężka
oddech wiosłuje nią

bezpowrotnie

nie rozumiem

wolność
w promieniu setek parseków
nie ma kwantów boga
słowa pędzą na oślep
obojętne
elektrycznie

przede mną ciemna droga
nieeuklidesowa
i czas dąży do zera

a ja zawarta w przedziale
zamkniętym
nie rozumiem
dlaczego muszę żyć teraz
kiedy nawet skrzypce
tracą duszę

Spojrzenie za siebie

Świat tańczy w zieleni kasztanów.
Ich woń zalała domy,
o czarnych oknach
i dębowych drzwiach.
W kredensie
zdjęcia walczą o pamięć.

Budzą się pod szorstkością rąk,
zwielokrotnione szarym,
bladym lustrem,
w którym wspomnienia zakwitają
na chwilę.

Utkałam życie na drutach.
Oczko za oczkiem,
złowrogi rytm,
ostrza wbijanego w jedwab
dni
wciąż nagich.

katharsis

ciemność
rodzę siebie
bez godności
pękającej pod piętami
achillesów

schizofrenio serc
kolczastych
od  trwogi
na zarośniętej twarzy
Kościoła

wychodzę
przezroczysta z kasyna
łóżek
przeżeram pępowinę dat
jak rdza