ile jeszcze

czekam na świt by uczepić się go
jak brzytwy a tu nic tylko potok słów
wsiąkających w ściany i kruki
pijane deszczem który czerniał
przez noc więc leżę czarna
wypalona do dna
świat wdziera się na każdy
szelest powiek zimny i oleisty

a noce stoją jak hieny
bez śladu zmęczenia na grzbietach
fal dobijających do brzegu
śmierci