katharsis

ciemność
rodzę siebie
bez godności
pękającej pod piętami
achillesów

schizofrenio serc
kolczastych
od  trwogi
na zarośniętej twarzy
Kościoła

wychodzę
przezroczysta z kasyna
łóżek
przeżeram pępowinę dat
jak rdza