P.S.

miłość jest jak sen
który śni się nad ranem
szybko przychodzi się budzić
zacisnąć zęby

popiół ulatujący spod powiek
wzrok jak z obrazu Muncha

wojna

drży niebo
kamienieją chmury
ktoś rozdarł kaleką
ciszę ziemi
zbudził wulkany
całunem śmierci
okryte jak mgłą

fortepian i lęk
stają się jednym
uderzeniem serca
krwi czarnej
jak pazury kota
władcy
własnych łap

ile jeszcze

czekam na świt by uczepić się go
jak brzytwy a tu nic tylko potok słów
wsiąkających w ściany i kruki
pijane deszczem który czerniał
przez noc więc leżę czarna
wypalona do dna
świat wdziera się na każdy
szelest powiek zimny i oleisty

a noce stoją jak hieny
bez śladu zmęczenia na grzbietach
fal dobijających do brzegu
śmierci

antyerotyk

właściwie wszystko już napisane
każdy mój ach i och to banał
odkryty w raju

i doskonalony potem
jak ziemia stara, długa i szeroka
żadnej tu myśli dziewiczej

wolę banały w praktyce
pączek czytany
nie smakuje

precz ze śmieciami

zwykle idę nad ranem
gdy noc się kończy
bo śmieci wynieść trzeba
obiecałam sobie a moje słowo święte

to znaczy święta nie jestem
ale cholewy z gęby nie robię
śmieci sprzątam
od tego mam noce

lubię te wycieczki
są w nich jeże i koty
a potem mogę spać spokojnie
żaden śmieć mi się nie śni

pomyłka

chciała napisać modlitwę
a napisała testament
rzędy liter

powoli stapia się z sufitem
z cieniami gwiazd
tańczy

wśród dzieci edisona
połączonych morderczą
pępowiną prądu

wanted

zaginął
wierny
jak kot
ostatni raz
widziałam go
z pięcioma
włosami
na marynarce
miesiąc temu
wpadł
na pomysł
fizyczny

i wypadł

panta rhei

trzeci dzień tkwię w fotelu
chmury się kłębią
i głód co jakiś czas
wypędza kota z balkonu

trzeci dzień muzyka i ja
stajemy się czystym
przemijaniem nie potrafiącym
niczego ocalić

ech, banał

jestem zagubiona
i próbuję się odnaleźć

jak pies goniący za ogonem

noc nad mózgiem

w mózgu nie ma dowolności
pełen kolektywizm

tutaj błąd jest chorobą
z której się nie wychodzi