ciemność
rodzę siebie
bez godności
pękającej pod piętami
achillesów
schizofrenio serc
kolczastych
od trwogi
na zarośniętej twarzy
Kościoła
wychodzę
przezroczysta z kasyna
łóżek
przeżeram pępowinę dat
jak rdza
ciemność
rodzę siebie
bez godności
pękającej pod piętami
achillesów
schizofrenio serc
kolczastych
od trwogi
na zarośniętej twarzy
Kościoła
wychodzę
przezroczysta z kasyna
łóżek
przeżeram pępowinę dat
jak rdza
don juan ściele mi łóżko – lubię
kierkegaarda więc szukam go by chciał
wyjaśnić że nie nadaję się do
tej muzyki – cisza
wzmaga się don juanowi
uśmiech drga
mozart
otwiera mnie
kluczem wiolinowym
Chowam głowę w piasek
Głowę i książki – wychodzą
O zmroku wczepiają zżółkłe nerwy
Wysysają z żył erytrocyty
Amnezji podlewane codziennie
Chemicznymi związkami – ciała
Ich groźne
Okładki bez tytułów
Autor ja ja trumnogłowa
Nie
To musiał być ktoś inny
Przeczytał mnie
Jak piasek w klepsydrze
Skradziony czas przesypał
Przez ciężki oddech
Szkła
W moim zielonym oku
zamknęli mnie w pudle
jak doświadczalną mysz
interferuję ze sobą
a chciałbym z kimś innym
marzę by się poddać
czyimś oczom
żebym się wreszcie dowiedział
czy jestem żywy czy martwy
rozłożone ręce
nogi drogi
donikąd prowadzą
między wierszami
kończy się ta gra
na dwa oboje
bóg on jeden
zrozumiał siebie
mam nadzieję
pisanie o bogu jest niebezpieczne
taki wiersz
nie świeci w mroku
wręcz przeciwnie
straszy
kapryśna mewa
kusi mnie śmiercią
zaschniętą między skrzydłami
wiem że tu nie przypłynie
w głowie zgrzyta piach
wysysam palce
z chorobliwej bieli nut
krążących jak sępy
w porach skóry
mieć czy być pytam siebie
nad ranem i nie wiem
za cienkie włosy
na których wisi los by ważyć
słowa ciężkie pić piwo
nawarzone zamiast
i czuć jak rośnie
ołów w żyłach
jest tak co niedzielę
wskrzeszam ideały potem karmię czarne
koty pod oknem coraz więcej
mnie w popielniczce coraz mniej
kropel rosy na czole
grzechy wyryte śmiertelne
serce ma człowiek z kamienia
pod kamień
Czy Keppler chciałby swych praw,
wiedząc, że to manifest niewoli?
Tyle planet uwięzionych na orbitach
i każdy ich ruch przesądzony,
na miliardy lat.
miało być równanie
z dwoma zespolonymi
XX i XY
układającymi się
na różne sposoby
ale się pogubiłam
na klawiaturze
D mam nad C
i się często myli
w dodatku f tylko małe, duże padło
po ostatnim wierszu
bardzo F-nym
muszę przyznać mam pecha
do równań trudnych
wiele niewiadomych
i zmiennych,
nie pasujących
za Chiny